W każdym razie zabierałam się za malowanie t-shirtów jak za jeża, nie wiedziałam jak się z tym tatałajstwem pracuje, a nie chciałam zniszczyć koszulki i zmarnować farb. Poza tym do tej pory działałam tylko czarną farbą. Dlatego też przeznaczyłam jedną koszulkę, której i tak już nie zakładam, na mój "brudnopis". Szczerze powiedziawszy - trochę żal mi odwłok ścisnął, że jednak nie pomalowałam jeszcze żywej koszulki...
Wyszło mi takie o:
Moja faworytka w przybliżeniu:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz