Halo, dzień dobry!
To znowu ja, nie poszłam w cholerę dokumentnie - to tylko rutynowy chaos, który nawiedza mnie od czasu do czasu. Przy okazji zostałam także oficjalnie Babką od Biologii!
W ramach powrotu kolczyki-koty z Fimo:
wtorek, 9 grudnia 2014
czwartek, 2 października 2014
środa, 24 września 2014
wtorek, 16 września 2014
Real Men Love Pugs
Wreszcie doczekałam się jakiejś mody, która podbiła moje serce - bo chyba każdy zauważył rosnącą w zastraszającym tempie liczbę mopsów i bulw wszelakich, czy to w internecie, czy prowadzonych na zewnątrz w charakterze pupila. Moje zauroczenie tymi żywymi karykaturkami wymalowałam na pudełku:
En face:
Oraz motto na dziś:
piątek, 12 września 2014
Sowiszcza na koszulce!
Coś już kiedyś wspominałam o moich zmaganiach z farbami do tkanin. Albo nie?
W każdym razie zabierałam się za malowanie t-shirtów jak za jeża, nie wiedziałam jak się z tym tatałajstwem pracuje, a nie chciałam zniszczyć koszulki i zmarnować farb. Poza tym do tej pory działałam tylko czarną farbą. Dlatego też przeznaczyłam jedną koszulkę, której i tak już nie zakładam, na mój "brudnopis". Szczerze powiedziawszy - trochę żal mi odwłok ścisnął, że jednak nie pomalowałam jeszcze żywej koszulki...
Wyszło mi takie o:
W każdym razie zabierałam się za malowanie t-shirtów jak za jeża, nie wiedziałam jak się z tym tatałajstwem pracuje, a nie chciałam zniszczyć koszulki i zmarnować farb. Poza tym do tej pory działałam tylko czarną farbą. Dlatego też przeznaczyłam jedną koszulkę, której i tak już nie zakładam, na mój "brudnopis". Szczerze powiedziawszy - trochę żal mi odwłok ścisnął, że jednak nie pomalowałam jeszcze żywej koszulki...
Wyszło mi takie o:
Moja faworytka w przybliżeniu:
poniedziałek, 4 sierpnia 2014
Malowanie po koszulkach - cz. II
No! Zebrałam odwłok i zrobiłam drugie podejście do maziania po koszulce. Wyszło tak:
Tak wyglądało podejście nr 1.
wtorek, 24 czerwca 2014
Segregator na książki.
Tak się niefortunnie było złożyło, że nadmiaru półek i szafek nie posiadam. Nie posiadam nawet wystarczającej ich ilości. Żeby ogarnąć swoje klamoty, powkładałam je do kartonowych pudełek. Wiadomo jednak jak śliczne są takie kartony. Postanowiłam więc ogarnąć nieco sprawę i przekształcić pudło na książki w segregator.
Wzięłam więc takie oto:
Wzięłam więc takie oto:
Pokreśliłam pudło mazakiem i pochlastałam nożykiem do tapet:
Wykleiłam je walającym się w szafie papierem prezentowym:
Na końcu okleiłam je tapetą i zaprzęgłam do roboty:
wtorek, 17 czerwca 2014
Pączek na osłodę.
Moi mili Państwo, wybaczcie proszę opieszałość w dodawaniu wpisów, kajałam się pokornie już tutaj. Coby jednak ciągłości zanadto nie przerywać, rzucam w Was pączkiem.
Rzeczony donacik:
Na tym pączku, tak jak na moich ciastkach można sobie ząb połamać, bo zrobiony jest z modeliny. Doughnut w praktyce występuje w charakterze breloczka do kluczy.
Rzeczony donacik:
Na tym pączku, tak jak na moich ciastkach można sobie ząb połamać, bo zrobiony jest z modeliny. Doughnut w praktyce występuje w charakterze breloczka do kluczy.
sobota, 7 czerwca 2014
Pudłowoce.
Wzięło mnie na te pudełka. Zalegały mi w szafie w charakterze pojemników na dyrdymały (koraliki, bigle i takie tam) i postanowiłam przedzierzgnąć je w coś ciekawszego. No to przedzierzgłam:
Teraz już tego nie widać, ale każde z nich wzięło swój motyw od pierwotnego koloru pokrywki. Widok bardziej z boku:
Teraz już tego nie widać, ale każde z nich wzięło swój motyw od pierwotnego koloru pokrywki. Widok bardziej z boku:
I rzut oka na "kutner" (czyli te włochy) "kiwi":
Efekt kłaków osiągnęłam pacając po pudełku sztywnym pędzelkiem
PS.:I taka moja próśbeczka z kosmosu wzięta: jeśli ktoś jakimś cudem miałby wyraźne zdjęcie kasetonów z Sali Pod Przeglądem Wojsk na Wawelu (koniecznie tych z zaokrąglonymi rogami), to byłabym wdzięczna za podesłanie ;)
czwartek, 5 czerwca 2014
Remont organizera na kosmetyki.
Raziła mnie ta plastikowa zieleń. No raziła po prostu.
Jakoś kiedyś, kiedy nie wiem kiedy to było (czyli - cholera wie kiedy) kupiłam organizerek na kosmetyki. Do całej pstrokacizny w domu dołączyłam kolejny kolorek. To była cena za trochę większy porządek w moich rzeczach.Wyglądało to tak:
Jakoś niedawno podturlała się do mnie myśl o choćby minimalnej zmianie moich "szufladek". Stwierdziłam że musi to być coś w odcieniu brązu. Z szafy wyjęłam ozdobną tapetę, akryle i zaczęłam babrać się w farbkach zawzięcie. Wyszło mi takie o:
Jakoś kiedyś, kiedy nie wiem kiedy to było (czyli - cholera wie kiedy) kupiłam organizerek na kosmetyki. Do całej pstrokacizny w domu dołączyłam kolejny kolorek. To była cena za trochę większy porządek w moich rzeczach.Wyglądało to tak:
Jakoś niedawno podturlała się do mnie myśl o choćby minimalnej zmianie moich "szufladek". Stwierdziłam że musi to być coś w odcieniu brązu. Z szafy wyjęłam ozdobną tapetę, akryle i zaczęłam babrać się w farbkach zawzięcie. Wyszło mi takie o:
Powiem szczerze - podoba mi się. Nie jestem pewna tylko czy zostawić szufladki w takim stanie, czy jeszcze coś pokombinować - czekam na propozycje w komentarzach/ na facebooku ;)
niedziela, 1 czerwca 2014
Miniciacha z Fimo!
Daaawno, dawno temu, mając już jakieś pięć lat na karku, wzięłam i zakochałam się w modelinie Play-doh. W moim poważnym magazynie... Dumbo(?) zobaczyłam samą modelinę i cudeńka jakie można z niej było tworzyć. Jednakowoż siły - na ten czas wyższe - stwierdziły, że ta cudowność nie jest mi potrzebna do egzystencji i tak sobie usychałam z tęsknoty długi czas... aż o modelinie zapomniałam. Zapomniałam do czasu, gdy zobaczyłam przeróżne zawieszki, kolczyki, wykonane właśnie z modeliny. Poszperałam nieco i okazało się, że dorosłe człowieki również bawią się modelinką! I uczucia odżyły...
To wyniki moich pierwszych zmagań z Fimo:
To wyniki moich pierwszych zmagań z Fimo:
środa, 28 maja 2014
Kizia Mizia w roli głównej, czyli przerwa od biologii na powrót po przerwie.
Postanowiłam odpocząć trochę od biologii i wrócić tu z czymś nowym. Coś chyba mówiłam o wrzucaniu wpisów raz w tygodniu... No trudno. Kłaniam się pokornie i nowe pudełko prezentuję:
poniedziałek, 14 kwietnia 2014
Babka została wezwana do Biologii. Chciałam tylko grzecznie powiedzieć, że nie rzuciłam bloga w cholerę, ale nałożyło mi się ostatnio sporo obowiązków i niektóre rzeczy muszę zrobić/obejrzeć/wysłuchać/napisać/oddać "trrrrochę" wcześniej niż myślałam ;) Także tego - trochę mniej się będę wyżywać na blogu w najbliższym czasie (mniej więcej do połowy czerwca). Postaram się wrzucać wpis mniej więcej raz w tygodniu.
Uprasza się o życzenie mi powodzenia i spięcia odwłoka w trybie natychmiastowym.
czwartek, 3 kwietnia 2014
Pudło z makiem.
No... może nie tyle pudło, co pudełko. W każdym razie nagromadziłam w szufladzie rozmaitych opakowań po balsamach i kremach, sporo z nich się przydało, ale każde następne jest już zbędne. Jednak żal mi odwłok ścisnął jak miałam zacząć wyrzucać TAKIE PRZYDATNE przecież rzeczy jak plastikowe puzdereczka. Wzięłam więc farby i pędzelki i trochę pobazgrałam, z takim efektem:
niedziela, 30 marca 2014
Spinka w "srebrze" i "szmaragdach"
Dzisiaj postanowiłam rozprawić się z nudną spinką do włosów:
Teraz wygląda tak:
Do wykonania wykorzystałam sznurek po koralikach walających się po szufladzie i stickery w szmaragdowym kolorze.
niedziela, 23 marca 2014
Odmieniona bransoletka i powrót do przeszłości
Bohaterem dzisiejszego wpisu jest taka bransoletka:
Z tego co powiedziała mi Mama, pamięta jeszcze lata '80. Postanowiłam zmodyfikować ją w jakiś wiosenny, milutki, kwiatkowy sposób...
Hmm - wyszło trochę inaczej:
Jedno jest pewne - w czasach pierwszej klasy liceum (gdy kochałam ogromnie moro, glany, czerń i mmrrrok) kwiczałabym z radości na ten widok.
Dziękuję Ewelinie albo Mateuszowi za łańcuszek ;) (wybaczcie, ale zapomniałam już od kogo pochodzi)
Z tego co powiedziała mi Mama, pamięta jeszcze lata '80. Postanowiłam zmodyfikować ją w jakiś wiosenny, milutki, kwiatkowy sposób...
Hmm - wyszło trochę inaczej:
Jedno jest pewne - w czasach pierwszej klasy liceum (gdy kochałam ogromnie moro, glany, czerń i mmrrrok) kwiczałabym z radości na ten widok.
Dziękuję Ewelinie albo Mateuszowi za łańcuszek ;) (wybaczcie, ale zapomniałam już od kogo pochodzi)
sobota, 22 marca 2014
Wiosenne porządki, czyli nowe życie tenisówek.
Tak to właśnie jest jak się człowiek narwie na okazję - tenisówki za dychę? - biere! W ten sposób zostałam właścicielką trzech par tenisówek - szarych, czarnych i granatowych. Okazało się że chodziłam praktycznie tylko w czarnych i granatowych, przy czym po którymś czyszczeniu (no przyznam, lekko agresywnym...) kolor przetarł się miejscami. Szare papucie założyłam chyba tylko raz, potem leżały odłogiem. Aż do wczoraj.
Teraz butki wyglądają całkiem całkiem, w sam raz na wiosnę!
I jeszcze jeden i jeszcze raz:
czwartek, 20 marca 2014
Owijam w mulinę!
Dzisiaj moją ofiarą padły pomarańczowe kolczyki. Zrobiłam z nimi coś takiego:
Kolczyki na początku pomalowałam niebieską farbą akrylową, następnie owinęłam je muliną i wplotłam koraliki nawleczone na nitkę.
Z dedykacją dla Weroniki ;)
środa, 19 marca 2014
Pankejkowy "torcik"
Na wstępie
zaznaczam, że ten blog powstał w celu skatalogowania moich pomysłów i znajdziecie
tu nie tylko przerobione ubrania czy biżuterię (choć na tym chcę się skupić), ale także przepisy
oraz – w
przyszłości – propozycje, jak ułatwić sobie codzienne życie.
Do zrobienia
pankejków potrzebowałam:
0,5 szklanki mąki
3 płaskie łyżki
cukru
2 łyżeczki kakao
1 łyżeczkę
proszku do pieczenia
szczyptę soli
0,5 szklanki
maślanki
2 łyżki oleju
1 jajko
Pancake’sy zrobiłam
w małej formie do jajek/omletów w kształcie serca (została mi z dnia, w którym takie ciastko uczyniłam na specjalną okazję, dla specjalnej osoby ;) ).
Masę zrobiłam
zalewając galaretkę wiśniową jedną szklanką wrzątku, a gdy ostygła połączyłam ją z jogurtem greckim, odczekałam aż trochę stężeje i zabrałam się za
szpachlowanie pankejków.
Potem już tylko warstwa po warstwie, na samym końcu uzupełniłam ubytki masą (moje warstwy niestety nie były tak równe jakbym chciała). Po uczuciu zgrozy jakiego doznałam patrząc na moje estetycznie makabryczne "dzieło" poszłam w cholerę cierpliwie czekać aż całość stężeje.
Gdy wróciłam, przycięłam równo boki ciasta.
Całość oblałam czekoladową polewą z tego przepisu i posypałam wiórkami kokosowymi.
Ta dam!
Po rozkrojeniu:
środa, 12 marca 2014
Po winie...
Gdzieś kiedyś widziałam zawieszki zrobione z korka. Pomysł bardzo mi się spodobał, więc postanowiłam uczynić własne, jednak w zupełnie innym stylu niż te, które mnie zainspirowały. Oprócz zawieszek, zrobiłam także kolczyki, dwie pary. Jedna z nich na specjalne zamówienie ;)
Korek pokroiłam nożykiem do tapet, następnie pomalowałam takie plasterki na wybrane kolory i po wielu bluzgach i wielu mililitrach wylanych farbek, prezentują się tak:
Zawieszka z kwiatkiem także już poszła w cholerę, tj. do nowej właścicielki ;)
Korek pokroiłam nożykiem do tapet, następnie pomalowałam takie plasterki na wybrane kolory i po wielu bluzgach i wielu mililitrach wylanych farbek, prezentują się tak:
Zawieszka z kwiatkiem także już poszła w cholerę, tj. do nowej właścicielki ;)
piątek, 7 marca 2014
Kolczyki Mini Notesiki
Dawno temu w gimnazjum umysł mój stratowany został myślą - chcę mieć kolczyki w kształcie maleńkich zeszycików! No. I tak chciałam przez długi, naprawdę długi (matulu, kiedy to gimnazjum było!) czas. No taki mam zapłon niestety, że jak sobie coś umyślę, to zwykle musi minąć ładnych parę lat żebym wzięła się do roboty. Pobawiłam się w wycinanie karteczek, poklęłam cicho pod nosem (choć czasem jakby głośniej...), bo okazało się że wszystkie igły są grube i ciężko zszywać, ale zrobiłam! Teraz już wiem, że na tym się nie skończy ;).
czwartek, 6 marca 2014
Odkopane gatki.
Kupiłam sobie onegdaj beżowiuśkie gatki. Złowiłam je w jakimś lumpku, były (prawie) takie jak chciałam! Spodnie w piaskowym kolorze, sięgające za kolano, dość luźne, chociaż wyglądały lekko workowato. Mimo to, byłam zadowolona.
Byłam zadowolona dopóki... nie spróbowałam ich wyprasować.
Ci co mnie znają, wiedzą jak wielce "kocham" prasowanie. Do tego materiał był tak podatny na prasowanie, jak mój umysł na matematykę.
W końcu nadszedł ten dzień, gdy wzułam portki na rzyć, cyknęłam zdjęcie pod tytułem "przed" i chyżo zabrałam się do pracy...jakiś rok później.
(Zdjęcie po lewej było robione gdy miałam dostęp jedynie do bliskiego krewniaka kalkulatora)
Spodenki ucięłam w wyznaczonym miejscu i szyłam i szyłam i szyyyłam. Szyłam ręcznie bo maszyny niestety nie posiadam. Na zdjęciu poniżej widać efekty mojej załamywanej raz po raz cierpliwości, w postaci szwu niekiedy falistego. Mimo tego, spodenki prezentują się teraz naprawdę dobrze!
Długo myślałam też (całe 5 minut!) nad tym co mogłabym jeszcze zrobić, żeby wyglądały lepiej, jakieś ćwieki, wzorek, wstawka z innego materiału. Porzuciłam jednak te myśli, bo wystarczy założyć do nich jakiś ładny, brązowy pasek i już!
Dzisiejszy wpis raczej nikogo niczym nie zaskoczy, jest tylko przykładem na to, że czasem trzeba włożyć w coś tylko trochę wysiłku (i czasu), żeby móc w końcu zacząć korzystać z leżącego odłogiem... czegokolwiek ;)
Byłam zadowolona dopóki... nie spróbowałam ich wyprasować.
Ci co mnie znają, wiedzą jak wielce "kocham" prasowanie. Do tego materiał był tak podatny na prasowanie, jak mój umysł na matematykę.
W końcu nadszedł ten dzień, gdy wzułam portki na rzyć, cyknęłam zdjęcie pod tytułem "przed" i chyżo zabrałam się do pracy...jakiś rok później.
Spodenki ucięłam w wyznaczonym miejscu i szyłam i szyłam i szyyyłam. Szyłam ręcznie bo maszyny niestety nie posiadam. Na zdjęciu poniżej widać efekty mojej załamywanej raz po raz cierpliwości, w postaci szwu niekiedy falistego. Mimo tego, spodenki prezentują się teraz naprawdę dobrze!
Długo myślałam też (całe 5 minut!) nad tym co mogłabym jeszcze zrobić, żeby wyglądały lepiej, jakieś ćwieki, wzorek, wstawka z innego materiału. Porzuciłam jednak te myśli, bo wystarczy założyć do nich jakiś ładny, brązowy pasek i już!
Dzisiejszy wpis raczej nikogo niczym nie zaskoczy, jest tylko przykładem na to, że czasem trzeba włożyć w coś tylko trochę wysiłku (i czasu), żeby móc w końcu zacząć korzystać z leżącego odłogiem... czegokolwiek ;)
niedziela, 2 marca 2014
Nowe oblicze kubraczka.
Turlała mi się ta myśl po głowie od dłuższego czasu – zrobić
sobie „nadruk” na koszulce, akrylami! Długo jednak trwało żebym ruszyła odwłok
i zabrała się za robotę.
Znalazłam mój ulubiony ostatnio motyw (nie raz się jeszcze
tu pojawi i nie pięć!) i przeniosłam go na materiał. Zgodnie z moim zwyczajem
nie wyszło dokładnie tak jak chciałam, ale i tak kwiknęłam radośnie, moje
pierwsze tego typu dzieło obaczywszy:
środa, 26 lutego 2014
Z dedykacją dla Marty ;)
Tak jak ostatnio, w moje ręce wpadło coś, co od razu prosiło się o przemianę. Taki oto pierścionek:
Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to zdarta farbka, a także dwie mdłe perełki. Gdy tylko na nie spojrzałam, wiedziałam co chcę z tym zrobić. Naprawdę, bardzo starałam się później wymyślić coś poważnego. Naprawdę.
Jednak nie mogłam się powstrzymać:
Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to zdarta farbka, a także dwie mdłe perełki. Gdy tylko na nie spojrzałam, wiedziałam co chcę z tym zrobić. Naprawdę, bardzo starałam się później wymyślić coś poważnego. Naprawdę.
Jednak nie mogłam się powstrzymać:
Subskrybuj:
Posty (Atom)