niedziela, 30 marca 2014

Spinka w "srebrze" i "szmaragdach"

Dzisiaj postanowiłam rozprawić się z nudną spinką do włosów:


Teraz wygląda tak:


Do wykonania wykorzystałam sznurek po koralikach walających się po szufladzie i stickery w szmaragdowym kolorze. 


niedziela, 23 marca 2014

Odmieniona bransoletka i powrót do przeszłości

Bohaterem dzisiejszego wpisu jest taka bransoletka:



Z tego co powiedziała mi Mama, pamięta jeszcze lata '80. Postanowiłam zmodyfikować ją w jakiś wiosenny, milutki, kwiatkowy sposób...

Hmm - wyszło trochę inaczej:



Jedno jest pewne - w czasach pierwszej klasy liceum (gdy kochałam ogromnie moro, glany, czerń i mmrrrok) kwiczałabym z radości na ten widok. 



Dziękuję Ewelinie albo Mateuszowi za łańcuszek ;)    (wybaczcie, ale zapomniałam już od kogo pochodzi)

sobota, 22 marca 2014

Wiosenne porządki, czyli nowe życie tenisówek.

Tak to właśnie jest jak się człowiek narwie na okazję - tenisówki za dychę? - biere! W ten sposób zostałam właścicielką trzech par tenisówek - szarych, czarnych i granatowych. Okazało się że chodziłam praktycznie tylko w czarnych i granatowych, przy czym po którymś czyszczeniu (no przyznam, lekko agresywnym...) kolor przetarł się miejscami. Szare papucie założyłam chyba tylko raz, potem leżały odłogiem. Aż do wczoraj.




Teraz butki wyglądają całkiem całkiem, w sam raz na wiosnę! 


I jeszcze jeden i jeszcze raz:


czwartek, 20 marca 2014

Owijam w mulinę!

Dzisiaj moją ofiarą padły pomarańczowe kolczyki. Zrobiłam z nimi coś takiego:


Kolczyki na początku pomalowałam niebieską farbą akrylową, następnie owinęłam je muliną i wplotłam koraliki nawleczone na nitkę. 

Z dedykacją dla Weroniki ;)

środa, 19 marca 2014

Pankejkowy "torcik"

Na wstępie zaznaczam, że ten blog powstał w celu skatalogowania moich pomysłów i znajdziecie tu nie tylko przerobione ubrania czy biżuterię (choć na tym chcę się skupić), ale także przepisy 
oraz – w przyszłości – propozycje, jak ułatwić sobie codzienne życie. 


Tak się niestety złożyło, że nie posiadam tej użytecznej rzeczy, jaką jest piekarnik. Potrzebowałam jednak w trybie pilnym jakiegoś ciacha na specjalną okazję, a nie miałam ochoty turlać się po sklepach w poszukiwaniu biszkoptu/krakersów/czego tam się jeszcze używa do ciast bez pieczenia. W charakterze "biszkoptu" wystąpiły więc - pankejki! Zrobiłam zwykłe pankejki, przełożyłam je truskawkową masą jogurtowo-galaretkową, całość oblałam czekoladową polewą i obsypałam wiórkami kokosowymi. Dziś postanowiłam to powtórzyć, z pewnymi zmianami (i aparatem w ręku). 

Do zrobienia pankejków potrzebowałam:
0,5 szklanki mąki
3 płaskie łyżki cukru 
2 łyżeczki kakao
1 łyżeczkę proszku do pieczenia
szczyptę soli
0,5 szklanki maślanki
2 łyżki oleju
1 jajko

Pancake’sy zrobiłam w małej formie do jajek/omletów w kształcie serca (została mi z dnia, w którym takie ciastko uczyniłam na specjalną okazję, dla specjalnej osoby ;) ).

Masę zrobiłam zalewając galaretkę wiśniową jedną szklanką wrzątku, a gdy ostygła połączyłam ją z jogurtem greckim, odczekałam aż trochę stężeje i zabrałam się za szpachlowanie pankejków.


Potem już tylko warstwa po warstwie, na samym końcu uzupełniłam ubytki masą (moje warstwy niestety nie były tak równe jakbym chciała). Po uczuciu zgrozy jakiego doznałam patrząc na moje estetycznie makabryczne "dzieło" poszłam w cholerę cierpliwie czekać aż całość stężeje.
Gdy wróciłam, przycięłam równo boki ciasta. 


Całość oblałam czekoladową polewą z tego przepisu i posypałam wiórkami kokosowymi.


Ta dam!

Po rozkrojeniu:








środa, 12 marca 2014

Po winie...

Gdzieś kiedyś widziałam zawieszki zrobione z korka. Pomysł bardzo mi się spodobał, więc postanowiłam uczynić własne, jednak w zupełnie innym stylu niż te, które mnie zainspirowały. Oprócz zawieszek, zrobiłam także kolczyki, dwie pary. Jedna z nich na specjalne zamówienie ;)
Korek pokroiłam nożykiem do tapet, następnie pomalowałam takie plasterki na wybrane kolory i po wielu bluzgach i wielu mililitrach wylanych farbek, prezentują się tak:


Zawieszka z kwiatkiem także już poszła w cholerę, tj. do nowej właścicielki ;)

piątek, 7 marca 2014

Kolczyki Mini Notesiki

Dawno temu w gimnazjum umysł mój stratowany został myślą - chcę mieć kolczyki w kształcie maleńkich zeszycików! No. I tak chciałam przez długi, naprawdę długi (matulu, kiedy to gimnazjum było!) czas. No taki mam zapłon niestety, że jak sobie coś umyślę, to zwykle musi minąć ładnych parę lat żebym wzięła się do roboty. Pobawiłam się w wycinanie karteczek, poklęłam cicho pod nosem (choć czasem jakby głośniej...), bo okazało się że wszystkie igły są grube i ciężko zszywać, ale zrobiłam! Teraz już wiem, że na tym się nie skończy ;). 



 (Taka gruba igła! )




czwartek, 6 marca 2014

Odkopane gatki.

Kupiłam sobie onegdaj beżowiuśkie gatki. Złowiłam je w jakimś lumpku, były (prawie) takie jak chciałam! Spodnie w piaskowym kolorze, sięgające za kolano, dość luźne, chociaż wyglądały lekko workowato. Mimo to, byłam zadowolona.
Byłam zadowolona dopóki... nie spróbowałam ich wyprasować.
Ci co mnie znają, wiedzą jak wielce "kocham" prasowanie. Do tego materiał był tak podatny na prasowanie, jak mój umysł na matematykę.
W końcu nadszedł ten dzień, gdy wzułam portki na rzyć, cyknęłam zdjęcie pod tytułem "przed" i chyżo zabrałam się do pracy...jakiś rok później.

(Zdjęcie po lewej było robione gdy miałam dostęp jedynie do bliskiego krewniaka kalkulatora)

 Spodenki ucięłam w wyznaczonym miejscu i szyłam i szyłam i szyyyłam. Szyłam ręcznie bo maszyny niestety nie posiadam. Na zdjęciu poniżej widać efekty mojej załamywanej raz po raz cierpliwości, w postaci szwu niekiedy falistego. Mimo tego, spodenki prezentują się teraz naprawdę dobrze! 




Długo myślałam też (całe 5 minut!) nad tym co mogłabym jeszcze zrobić, żeby wyglądały lepiej, jakieś ćwieki, wzorek, wstawka z innego materiału. Porzuciłam jednak te myśli, bo wystarczy założyć do nich jakiś ładny, brązowy pasek i już! 
Dzisiejszy wpis raczej nikogo niczym nie zaskoczy, jest tylko przykładem na to, że czasem trzeba włożyć w coś tylko trochę wysiłku (i czasu), żeby móc w końcu zacząć korzystać z leżącego odłogiem... czegokolwiek ;)

niedziela, 2 marca 2014

Nowe oblicze kubraczka.

Turlała mi się ta myśl po głowie od dłuższego czasu – zrobić sobie „nadruk” na koszulce, akrylami! Długo jednak trwało żebym ruszyła odwłok i zabrała się za robotę.

Znalazłam mój ulubiony ostatnio motyw (nie raz się jeszcze tu pojawi i nie pięć!) i przeniosłam go na materiał. Zgodnie z moim zwyczajem nie wyszło dokładnie tak jak chciałam, ale i tak kwiknęłam radośnie, moje pierwsze tego typu dzieło obaczywszy: